Emilia Plichta - kurs intensywny w Neubrandenburgu

Na International Summer School „Rural Areas - Demographic Change”, czyli kurs intensywny realizowany w ramach programu LLP-Erasmus w Niemczech, pojechałam częściowo przypadkiem. Jednak ja nie wierzę w przypadki. Myślę, że moim przeznaczeniem było pojechać tam i przeżyć przygodę życia. I nie przesadzam ujmując to w ten sposób.

O kursie dowiedziałam się ze strony internetowej uczelni. Na początku nie byłam pewna, czy chcę w nim wziąć udział, bo tematyka wydawała mi się dość specyficzna. W końcu jednak zdecydowałam się ubiegać o możliwość uczestnictwa w kursie. Nie miałam niczego do stracenia, a perspektywa spędzenia dwóch tygodni w międzynarodowym środowisku nie była wcale taka najgorsza.

Kilka dni po rozmowie kwalifikacyjnej otrzymałam wiadomość, że zostałam zakwalifikowana do uczestnictwa w tej szkole letniej. Grupa z WSG liczyła w sumie dziesięć osób z różnych ośrodków: cztery osoby były z Bydgoszczy, trzy z Torunia, dwie ze Słupska i jedna z Inowrocławia.
Na miejsce zabrał nas specjalnie wynajęty przez Uczelnię bus. Kierowca odebrał nas z kampusu WSG w Bydgoszczy i zawiózł bezpośrednio na kampus Hochschule Neubrandenburg. Pierwsza przeszkoda pokonana!

Kiedy przyjechaliśmy do Neubrandeburga przywitał nas chaos. Po korytarzach kręciło się blisko 70 osób różnej narodowości (oficjalnie byli to reprezentanci uczelni z Niemiec, Finlandii, Bułgarii, Rumunii i Polski, jednak wśród uczestników znaleźli się również Węgrzy, Ukraińcy i Brazylijczyk). Nie wiedzieliśmy dokąd się udać, co zrobić z bagażami (których w moim odczuciu zabraliśmy za dużo), a przede wszystkim nie mieliśmy pojęcia czego się spodziewać po zajęciach i jak to wszystko będzie zorganizowane. Szybko jednak przekonaliśmy się, że w tym chaosie jest metoda. Jakimś cudem znalazło się miejsce dla naszych toreb, otrzymaliśmy identyfikatory, podpisaliśmy milion dokumentów i otrzymaliśmy szczegółowy rozkład zajęć.

Po pierwszych wykładach przyszedł czas na przetransportowanie nas w miejsce zakwaterowania. Wydawać by się mogło, że nie będzie w tym nic ekscytującego. Ot, zwykły hostel. Jednak nasi gospodarze nie mogli nas bardziej zaskoczyć. Okazało się bowiem, że w Neubrandenburgu nie ma wystarczającej liczby miejsc dla tak licznej grupy, więc znaleźli oni ośrodek w Alt-Rhese (będący sam w sobie ciekawym tematem - ośrodek szkoleniowy z czasów II Wojny Światowej), który był w stanie pomieścić nas wszystkich. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, zmęczeni po dniu pełnym wrażeń ujrzeliśmy bramę, a za nią las. Było ciemno, mokro i nie mieliśmy pojęcia, dokąd idziemy. Gdy dotarliśmy do ośrodka okazało się, że w pokojach nie ma kluczy, a w budynku nie ma dostępu do Internetu. Nie było nawet czajników czy też radia. Wszyscy, niezależnie od narodowości, zaczęli narzekać... A przecież jak wiadomo, nic tak nie jednoczy jak wspólny wróg. W związku z tym, że nie mieliśmy żadnej alternatywy zaczęliśmy ze sobą rozmawiać - najpierw na korytarzu, później przenieśliśmy się do większych pokoi. Tamtej nocy zaczęły rodzić się przyjaźnie, które w moim odczuciu przetrwają lata.

Następnego ranka wróciliśmy na uniwersytet, aby uczestniczyć w wykładach, które miały nam przybliżyć specyfikę terenów wiejskich w północno-wschodnich Niemczech i prowadzone były głównie w formie wykładów. Mieliśmy okazję poznać wielu wykładowców z różnych dziedzin: ekonomistów, inżynierów środowiska, geografów. Każdy z nauczycieli przybliżał nam tematykę terenów wiejskich z innej perspektywy i pod innym kątem, abyśmy mieli pełen ogląd sytuacji. Ponadto, przedstawiciele każdego kraju (dla części grup byli to wykładowcy-opiekunowie, dla pozostałych wybrani studenci) mieli zaprezentować również, jak sytuacja wygląda w ich państwie. Wykładowcy, jak można się domyślić byli, różni... Niektórzy (na szczęście zdecydowana mniejszość) z nich byli nad wyraz poważni i prowadzili zajęcia w sposób tradycyjny, inni z kolei woleli w swoje wystąpienia wplatać żarty i ciekawe przykłady oraz pokazywali nam interesujące filmiki na temat danego zagadnienia.
I tak minął nam pierwszy tydzień: wykłady w Neubrandenburg, wyjazdy studyjne do małych miejscowości w okolicy i wieczorna integracja. Działo się dużo i trzeba było ciężko pracować - zadanie jakie przed nami stało wymagało interdyscyplinarnej współpracy ludzi z różnych krajów, jednak wiedzieliśmy, że nasza praca ma przynieść wymierne korzyści jednej z miejscowości. Mieliśmy wymyślić plan rozwoju dla Lassan.

W drugim tygodniu pojechaliśmy do rzeczonego miasteczka, aby lepiej poznać jego sytuację i aby odpowiedzieć w przygotowywanym przez nas planie jego rozwoju na potrzeby mieszkańców. Pozostawiono nam wolny wybór w tym, w jaki sposób chcemy uzyskać interesujące nas informacje. W trakcie zajęć w drugim tygodniu byliśmy podzieleni na osiem grup, z których każda miała inne zadanie do wykonania: rozwiązanie problemów z komunikacją, rozwój turystyki, stworzenie kampusu wielogeneracyjnego, czy też znalezienie pomysłu na biznes. W każdej z grup znajdowali się przedstawiciele wszystkich pięciu krajów uczestniczących w projekcie, co dawało doskonałą okazję do wymiany międzykulturowej. Każda z grup miała przydzieloną "siedzibę", w której mogła się spotykać, aby dzielić się swoimi pomysłami i aby finalnie przygotować prezentację dla mieszkańców Lassan. Zorganizowano nam spotkania z działaczami Lassan oraz władzami, a także umówiono nas na wywiady z mieszkańcami, podczas których mogliśmy się dowiedzieć, jakie codzienne problemy im najbardziej doskwierają. Ponadto, jednego dnia mieliśmy zorganizowaną wycieczkę po trzech wioskach należących do "gminy" Lassan, abyśmy mogli zobaczyć jak mieszkańcy radzą tam sobie z problemami stającymi przed nimi. Okazało się bowiem, że trzy wioski podlegające pod Lassan całkiem nieźle prosperują, dzięki nietypowym atrakcjom jakie mają do zaoferowania: fabryka herbaty, kursy tkactwa, produkcja gongów, agroturystyka.
Jeżeli miałabym ocenić warunki zakwaterowania... byliśmy uprzedzeni, że w drugim tygodniu będziemy mieszkać w namiotach, ale nikt nie spodziewał się namiotów bez podłogi. Na polu namiotowym w Lassan czekało na nas 7 olbrzymich, wojskowych namiotów. Warunki były jeszcze gorsze niż w poprzednim miejscu, co mogło spowodować tylko jedno - staliśmy się sobie jeszcze bliżsi. W ciągu dnia zbieraliśmy informacje od mieszkańców i sami zwiedzaliśmy okolicę, a wieczorami staraliśmy się sami zorganizować sobie atrakcje.
Ostatniego dnia przedstawiliśmy rezultaty naszej pracy mieszkańcom Lassan, a także zaprezentowaliśmy im część naszej kultury: narodowe tańce, których uczyliśmy zarówno mieszkańców, jak i uczestników obozu z innych krajów. Burmistrz Lassan entuzjastycznie przyjął nasze pomysły, wyraził też nadzieję, iż zostaną one wdrożone w życie. Zachęcił nas również do tego, abyśmy przyjechali tam znowu za dwa lata, aby sprawdzić co się zmieniło. Szczerze? Zamierzam tam wrócić już za rok, ponieważ dla mnie to miejsce jest wyjątkowe.

Tym, co zaciekawiło mnie najbardziej podczas kursu był fakt, że mimo, iż pochodziliśmy z tak wydawać by się mogło odmiennych krajów (Finlandia, Niemcy, Rumunia, Bułgaria i Polska) to sytuacja na terenach wiejskich jest bardzo zbliżona. Niezależnie od "poziomu rozwoju" kraju mieszkańcy małych miasteczek i wsi borykają się z takimi samymi problemami. Ponadto tematyka zajęć była dla mnie nowa. Jestem absolwentką pedagogiki oraz studentką lingwistyki, dlatego też kurs był dla mnie wspaniałą możliwością do poszerzenia swojej wiedzy o nowe dziedziny.
Bardzo podobało mi się wykorzystanie wiedzy ludzi z różnych dziedzin nauki. Do pracy nad zadaniem, które przed nami stało włączeni byli wykładowcy oraz studenci ekonomii, finansów, inżynierii środowiska, architektury, budownictwa, logistyki, kulturoznawstwa oraz pedagogiki. Jednak grupy, do których trafiliśmy, nie były ściśle związane z kierunkiem studiów - i tak oto nad poprawieniem infrastruktury pracowała grupa studentów inżynierii środowiska, budownictwa, ekonomii oraz logistyki, a nad wymyśleniem planu biznesowego czuwała grupa składająca się z pedagoga, inżynierów środowiska, ekonomistów i finansistów. Głównym celem była bowiem wymiana międzynarodowa i nie zamykanie się na standardowe pomysły oraz podążanie utartymi szlakami.

Sama praca w grupie przebiegała różnie. Wśród naszych tutorów (wykładowców) znalazły się osoby pragnące "narzucić" niejako swoją wizję, ale także osoby, które świetnie kierowały pracą studentów i jedynie inspirowały ich do działania. Niektóre grupy pracowały szybciej, inne wolniej. Pewne z nich jasno określiły sobie ramy i warunki pracy, inne były z kolei mniej zorganizowane.
Kompetencje, jakie zdobyłam w trakcie kursu w niczym nie przypominają tego, czego uczymy się podczas tradycyjnych zajęć na uczelni. Nie było tam dyktowania notatek, wyrywkowej wiedzy specjalistycznej czy też suchej teorii... Wiedza, którą otrzymaliśmy była holistyczna. Ponadto nie oczekiwano od nas na końcu napisania testu sprawdzającego zdobytą wiedzę, ale projektu, który miał pokazać, że to czego się nauczyliśmy umiemy wykorzystać w praktyce. Kurs z pewnością dał mi możliwość zdobycia nowych doświadczeń i poznania wspaniałych ludzi. Ponadto otworzył przede mną nowe horyzonty - dzięki niemu zaczęłam zastanawiać się nad poszerzeniem swojej wiedzy z dziedziny ekonomii oraz turystyki. Ponadto wyjazd skłonił mnie do powrócenia do nauki języka niemieckiego.

Myślę, że pobyt w międzynarodowym towarzystwie wpłynął również na mój sposób postrzegania innych nacji. Nie miałam wcześniej okazji poznać żadnych Finów, Bułgarów czy też Rumunów. Jedyne co słyszałam to stereotypy o tych narodach, jednak nie miały one odzwierciedlenia w rzeczywistości... Okazało się bowiem, że są to tacy sami studenci jak my. Mają takie same problemy i cieszą ich podobne rzeczy - w gruncie rzeczy nie jesteśmy bowiem aż tak różni. Liczne przyjaźnie, które zawiązaliśmy w trakcie trwania projektu, są tego najlepszym dowodem

Aktualności

PARTNERZY WSPÓLNIE TWORZYMY JAKOŚĆ

  • Polskie Towarzystwo Ekonomiczne
  • LOGON SA
  • Pojazdy Szynowe PESA Bydgoszcz SA Holding
  • BZWBK
  • Mobica
  • PIT
  • Sunrise System
  • Pracuj.pl
  • Rewital
© 2024 Wyższa Szkoła Gospodarki